17 września 2020

Braciszek siostrzyczki

Cały czas starałam się mieć nadzieje, że zostanę jeszcze kiedyś mamą zdrowego dziecka. Jednocześnie wielokrotnie już ją traciłam i wyobrażałam sobie moje życie bez macierzyństwa, zastanawiałam się czy będę w nim spełniona, czy będę szczęśliwa. Nie wyglądałam na szczęśliwą w tych wyobrażeniach. To jak zjada od środka niemoc w tym temacie wiedzą tylko Ci którzy przeżywają na własnej skórze wieloletnie starania o dziecko.


Dwa miesiące temu w naszym świecie pojawił się Brunio, braciszek Oliwki. Urodził się zdrowy, szczęśliwie wolny od choroby Krabbego. Nasz Promyczek kochany. Patrzę na niego jak uśmiecha się do nas, zaczyna składać po swojemu litery, macha nóżkami jak szalony, a ostatnie dni zaczął wkładać już piąstki do buzi. Widzę jak się rozwija, widzę jak osiąga kolejne zdolności. Każdy uśmiech cieszy mnie z osobna. Jeszcze przed porodem zastanawiałam się często jaką będę Mamą zdrowego dziecka, jakimi będziemy rodzicami. Jak wpłyną na nas trudne doświadczenia, jak zniosę płacz dziecka, czy będę nadopiekuńcza i zbytnio troskliwa, czy wręcz przeciwnie. Na szczęście póki co widzę po nas, że mamy zdrowy dystans, że Oliwka uczyniła z nas rodziców rozsądnie wyluzowanych, jeśli tak można to nazwać. Z Oliwką staraliśmy się robić rzeczy, które wydawały się trudne i niemożliwe do zrealizowania, w sumie to po czasie powinnam napisać, że były trudne ale możliwe do zrealizowania. Ze zdrowym dzieckiem nie możemy mieć wymówek. Brunio jest całkiem grzeczny, jak to mówimy "współpracujący". Przez te dwa miesiące byliśmy już dwa razy na weselu, tydzień na działce i tydzień w górach. Spróbowaliśmy i dało się. Jesteśmy gotowi na więcej.

Wiemy, że to będzie zupełnie inne rodzicielstwo, podobne do Twojego, jeśli masz dzieci. Jesteśmy świadomi, że przed nami zarówno chwile szczęścia jak i zmęczenia i zniecierpliwienia, takiego, że ma się ochotę wyjść z domu trzaskając drzwiami, to przecież normalne i chcemy sobie na to pozwolić. Rodzicielstwo dla Oliwki było inne, wyjątkowe, nieskalane zniecierpliwieniem i pretensją, dla niej mogliśmy wszystko poświęcić, czas przy niej był bezcenny, czas przy niej się zatrzymywał i nic inne nie było ważne.

Nasza historia trwa dalej, nie wiemy co nam jeszcze przyniesie los, ile będzie w nim szczęścia i ile płaczu. Teraz mamy dobry czas i tą chwilą się cieszymy :)





10 kwietnia 2020

21 miesięcy później

Jak wygląda powrót do życia po stracie jedynego dziecka? To długi proces.

Pamiętam pierwsze dni gdy urodziłam Oliwcie i moje uczucia. Świat po urodzeniu pierwszego dziecka zmienia się nagle o 180 stopni i nie da się przygotować na te emocje. Patrząc na to małe, bezbronne stworzenie, całkowicie zależne od Ciebie, uświadamiasz sobie, że już nigdy nie będzie tak samo jak wcześniej. Jednak wchodzisz w ten nowy stan rzeczy pełnią siły bo wiesz co zyskujesz. Po stracie... trudno jest się odnaleźć w nowej rzeczywistości, trudno jest z zaangażowanych rodziców stać się znowu małżeństwem bez dziecka.

Kiedyś, jeszcze gdy Oliwka z nami była natrafiłam na tekst o żałobie po śmierci dziecka. Żałobę podzielono w tym materiale na kilka etapów. Pomyślałam cobie "Co za bzdura, jak ktoś może mi mówić co i jak długo będę czuła". A jednak po czasie stwierdzam, że było w tym wiele racji. Na samym początku dziwnie było wyjść razem na dłuższy spacer, dziwnie było robić razem zakupy w sklepie, dziwnie było stać obok siebie w łazience, dziwnie było kładąc się do snu ułożyć się do siebie twarzami, bo przecież przez 3 lata praktycznie nie było na to wszystko szans... Zawsze jedno z nas było przy niej. Zdezorientowani, oszołomieni nową sytuacją byliśmy skupieni na układaniu na nowo codziennego życia. Nadszedł taki moment, kiedy już z boku wyglądaliśmy na ludzi, którzy poradzili sobie ze stratą, bo przecież pracują... bo przecież podróżują... bo przecież uśmiechają się na zdjęciach. A to właśnie wtedy było nam najbardziej źle. Wtedy gdy ułożysz już sobie codzienność, potrafisz normalnie funkcjonować to wciąż czujesz tą pustkę i brak sensu we wszystkim dookoła. Bo po co to wszystko? Być może wtedy zaniedbaliśmy też część relacji, nawet z osobami, które dbały o nas w czasie choroby Oliwki. Dookoła oczekiwano od nas powrotu do społeczeństwa, do życia towarzyskiego, a my wciąż nie potrafiliśmy i szukaliśmy wymówek by być sami. Tak, wyjście do ludzi zajęło nam bardzo dużo czasu, to proces, który cały czas trwa.

Oliwka odeszła 21 miesięcy temu, ale odeszła tylko ciałem. Jest z nami każdego dnia i wiemy, że tak będzie już zawsze. Są z nami myśli o niej, wspomnienia. Gdy mamy problem prosimy ją o pomoc i siłę, gdy dzieje się u nas dobrze dziękujemy jej w duchu za to, że nad nami czuwa. Choć siłą rzeczy wracają czasem urywki trudnych chwil, to najczęściej myśli o niej są wzruszające i pełne tęsknoty.

Już od jakiegoś czasu planowałam napisanie tego wpisu. Teraz gdy wszyscy siedzimy w domach z powodu epidemii, gdy już domowe kąty odkurzone, w końcu go napisałam.

Myślę sobie, że ta aktualna społeczna izolacja może być ciekawym doświadczeniem dla moich czytelników i tematem do refleksji. Czy ktoś z Was, mając już dość swoich czterech ścian pomyślał, że są rodziny, które funkcjonują tak wiele miesięcy lub lat? Niejednokrotnie wydawało mi się, że brzmię banalnie pisząc na blogu jak bardzo cieszy mnie każdy spacer, możliwość wyjścia chociażby na godzinę z domu, jeśli budzącą się wiosną naturę oglądać choć chwilę na własne oczy a nie zza szyb. To czego Wam wszystkim teraz brakuje, czego nie możecie robić, towarzyszyło nam przez kilka lat. Pandemia w końcu minie, wyjdziecie do kina i do restauracji, wyjedziecie na wakacje, a mamy chorych dzieci wciąż zostaną w swoich domach. Możecie to wykorzystać na lepsze zrozumienie drugiego człowieka. Co Wam mogę poradzić jako osoba przywykła do zamknięcia w czterech ścianach? Powiem, że nie warto złościć się na rzeczy niezależne od nas, nie warto się wkurzać, na coś co nie wiadomo kiedy się skończy, trzeba być cierpliwym i nauczyć się żyć w tej nowej, ale na pewno chwilowej rzeczywistości. Po wyjściu z domów nie od razu będzie normalnie... Ale wiedz, że zawsze w końcu wychodzi słońce.

Zdjęcie z cudownych wakacji w Chorwacji. Tutaj pod drzewem oliwnym na wyspie Brać.

17 sierpnia 2018

***

W poniedziałek 2go lipca rozpoczęliśmy we trójkę nasze wyczekane dwutygodniowe wakacje na działce. Sprawne pakowanie, bezproblemowa podróż i miły pierwszy wieczór. Wszystko zaczęło się we wtorek rano... Zaczęło się od częstego ziewania i sporadycznych napadów. W środę rano wróciliśmy z działki.

W wyniku podejrzenia infekcji, której nie bylibyśmy w stanie wyleczyć w domu, podjęliśmy decyzję by pójść z Oli do szpitala na diagnostykę. Wyniki Oliwki wskazywały na znaczne zmiany w jednym płucu, duże problemy z nerkami i prawdopodobieństwo początku rozwoju sepsy. Zostaliśmy w szpitalu by powalczyć, przecież Oli zawsze była taka silna...

Cały dzień miała robionych masę badań, próby nawodnienia i "ruszenia" nerek. Mnóstwo leków i kroplówek. Tlen non-stop. Kilka trudnych rozmów z lekarzami. Chwile szoku i strachu, chwile gdy część wyników poprawiła się i nabraliśmy nadziei, że nasza silna lwiczka z tego wyjdzie. W końcu, w czwartek późnym wieczorem lekarz dyżurny przyszedł z wynikami gazometrii, a w szczególności wskaźnikami dwutlenku węgla we krwi. Pogarszające się z godziny na godzinę wyniki wskazywały, że Oliwka zaczyna odchodzić, to kwestia godzin, nic nie jesteśmy w stanie z tym zrobić, i jeśli chcemy możemy z nią wrócić do domu...

Jak to? To już? Tak po prostu?
Tak. To już.

Dyżurny zespół Gajusza oraz lekarz ze szpitala zrobili wszystko by pomóc nam bezpiecznie przewieźć Oli do domku. Zatrzasnęli za sobą drzwi około 1 w nocy, czekając już na "ten" telefon. Oliwka na samym końcu pokazała swoją siłę. Gdy wszyscy dookoła dawali nam do zrozumienia, że  nie przeżyje nocy, ona rano zaskoczyła nas spokojem i jakby trochę lepszym oddechem. Wykrzesała z siebie ostatnie siły by dać nam jeszcze potrzebny czas. Czas by zapłakać, czas by się nacieszyć, czas by się pożegnać, czas by się trochę uspokoić, czas by bliscy mogli przyjść i dotknąć jej ręki.

Wyczekała do momentu, kiedy ze zbuntowanego "NIE!" byliśmy gotowi przytulić się do niej, zamknąć oczy i powiedzieć "Oliwciu, my już się niczego nie boimy. Ty też już się nie bój". Wyczekała do naszej zgody i odeszła... My dbaliśmy o nią z całych sił przez 3 i pół roku. Ona zadbała o nas przez te ostatnie godziny.


---------------------------------------

To były bardzo trudne dni, przepełnione skrajnymi emocjami. Musieliśmy podjąć kilka ciężkich decyzji i wziąć na barki ich konsekwencje. Teraz patrząc wstecz jesteśmy spokojni, że te decyzje były dobre, że odejście Oliwki potoczyło się w możliwie dobry dla niej i dla nas sposób.

Mamy świadomość ile siebie, swojej siły, zaangażowania poświęciliśmy dla Oliwki, w pewnych momentach dochodząc do skraju wyczerpania psychicznego i fizycznego. Mamy świadomość, że Oliwka jak na chorobę Krabbego żyła długo, co być może wynikało zarówno z jej wewnętrznej siły jak i naszej opieki. Nie mamy w sobie żadnych wątpliwości, że uczyniliśmy dla niej wszystko co mogliśmy. Mamy pewność, że życie Oliwki było pełne spokoju, komfortu i miłości.

Zmiana perspektywy?

Po diagnozie Oliwki podjęliśmy decyzję by kochać ją z całych sił i sprawić by jej kruche życie było możliwie szczęśliwe, by miała dużo miłości. Przepełnieni tą misją nazywaliśmy swoje życie normalnym, bo tak było łatwiej. A teraz? Oliwka odeszła, kurz opadł, emocje trochę się uspokoiły... I zaczęliśmy spoglądać wstecz z dystansu, może odrobinę bardziej obiektywnie. Nasze życie nie było normalne, to była ogromna tragedia, która po prostu nie powinna mieć miejsca. Zaczęliśmy rozumieć część naszych znajomych, którzy widząc Oliwkę czuli przede wszystkim współczucie, którego wtedy tak bardzo nie chcieliśmy. Zaczęliśmy doceniać i podziwiać osoby, które potrafiły wejść w naszą "normalność" i być w tym z nami.

Wszyscy wiedzieliśmy, jak zakończy się choroba Oliwki, nie wiedzieliśmy tylko kiedy to się stanie. Jej śmierć teoretycznie nie jest zaskoczeniem a jednak pozostawia po sobie ogromną pustkę i tęsknotę za tym co było dobre, za jej pleckami do przytulania, miękkimi policzkami, za jej zapachem, ciepłem, oddechem, urokiem, za jej pięknymi włosami... Staramy się nie być jednostronni i również myśleć o jej bardzo ciężkiej chorobie, o trudnej codziennej opiece, i o tym, że jest teraz wolna od cierpienia. Nasz żal wraca do początków, do tej parszywej choroby, że się w ogóle wydarzyła, że ta mała burza włosów nie skacze nam pod nogami.

Szukamy sensu w tym co wydarzyło się w naszym życiu. Wiemy jak Oliwka nas zmieniła, zmieniła na lepsze i być może pozwoli w przyszłości żyć lepiej. Mamy nadzieję, że przyjdzie taki czas gdy ten sens w pełni odkryjemy i będzie cenniejszy niż żal po stracie.

Blog

Pisałam tego bloga dla Oliwki. Dla pamięci o niej. Wiem, że choć niewiele osób miało okazję poznać ją osobiście, wielu skradła serce. Wszystko co tutaj napisałam było wynikiem natchnienia jakie dała mi Oliwka. Jeśli więc jakiekolwiek z moich słów było dla was ważne, coś w Was zminiło na lepsze to nie moja zasługa, to zasługa Oliwki. Udało się spełnić nasz cel, Oliwka nie była "kolejnym chorym dzieckiem". Oliwka, Olinka nasza mimo choroby dała od siebie coś dobrego, trudnego do opisania, coś co mam nadzieję, będzie trwało i pomagało innym jeszcze długi czas.

Pisałam tego bloga dla naszej rodziny, dla naszych przyjaciół i znajomych. Pisałam by wiedzieli jak nam się żyje. Pisałam by skrócić dystans, by unikać zmieszanych spojrzeń, krepujących pytań. Pisałam by mogli poznać Oliwkę, która zawsze będzie bardzo ważną częścią naszego życia.

Pisałam tego bloga dla innych rodziców, którzy zostaną w przyszłości oszołomieni diagnozą nieuleczalnej choroby swojego dziecka i dla ich otoczenia. Pisałam by obok medycznych prognoz "dzieci umierają przed 2-3 rokiem" mieli szanse znaleźć w swojej tragedii choć minimalną iskierkę życia.

Regularnie dostawałam od Was wiadomości, że po poznaniu naszej historii zmieniacie perspektywę swoich problemów, że stają się mniej ważne. Każda taka wiadomość była dla mnie bardzo ważna. Tak, tak to działa, że kiedy wydaje Ci się, że masz problemy, formą terapii jest zderzenie się z ludźmi, którzy mają od Ciebie "gorzej". Nie sądzę aby było w coś w tym złego. Jeśli ktoś czytając o Oliwce mocniej przytula swoje zdrowe dzieci, mniej przejmuje się skaleczeniem kolana, częściej przytula męża, to jestem z tego dumna i cieszy mnie to ogromnie.

To miejsce być może otwiera Was też na problemy innych potrzebujących. Kiedyś bliska mi osoba wyznała mi wprost, że wcześniej nie zatrzymywała się nad historiami o chorych dzieciach, bo były one gdzieś poza jej otoczeniem, były odległe. Dopiero jak to spotkało nas, zaczęła więcej o tym myśleć i otworzyła jej się w głowie jakaś nowa szufladka współczucia i chęci pomocy innym.

Mam więc poczucie, że ten blog jest potrzebny i wartościowy. Biorąc pod uwagę, że jest pisany dzięki Oliwce, jestem przekonana, że dzieło Oliwki jest ogromne i będzie jeszcze długi czas kontynuowane.

Dziękujemy

Chcielibyśmy tutaj też podziękować wszystkim, którzy pomagali nam i wspierali nas w tym trudnym czasie. Naszej rodzinie i bliskim, przyjaciołom i znajomym, którzy mieli siłę zmierzyć się z naszą codziennością. Dziękujemy całemu zespołowi Gajusza, w szczególności naszej Pani dr, oraz ukochanym pielęgniarkom. Dziękujemy Milence.

Dziękujemy wszystkim, którzy obdarowywali Oliwkę szczerym uśmiechem, i tym na żywo i tym zza ekranu monitora.

Dziękujemy wszystkim darczyńcom, którzy przekazali dla Oliwki 1% i inne darowizny. Chciałąbym abyście wiedzieli, że Wasza pomoc idzie dalej. W szczególności łóżeczko i materac, których łączna wartość to około 20 tysięcy zł, zostało przez nas przekazane do Gajusza by ułatwiało życie kolejnym rodzinom w hospicjum. Wasza pomoc trwa dalej.


Kochajcie się, szanujcie i doceniajcie każdy dzień.
Oliwkowi Rodzice.

7 lipca 2018

Nasza iskierka zgasła

We wtorek Oliweczkę zaatakowała silna infekcja. Odeszła w naszych ramionach, w spokoju w piątek wieczorem. Przyjdzie na to moment, że pojawi się jeszcze jeden post. Prosimy teraz o ciepłe myśli o naszej Córeczce.

25 czerwca 2018

43 miesiące Oliwki



Oliweczka skończyła 43 miesiące. W cukierkowej stylizacji świętowała cały dzień. Ma ostatnio w sobie dużo spokoju, nawet jeśli zarywa pół nocki. Gdy śpi ma taką anielską buzię... taką spokojną i słodką. Nie można przejść obok niej obojętnie. Nie można się powstrzymać, to silniejsze od nas... Czasem tylko zatrzymujemy się chwilę by na nią popatrzeć. Innym razem nachylamy się, dotykamy policzkiem jej policzek, delikatnie dajemy buziaka, by chłonąć jej spokój, by być jeszcze bliżej.

Planowany dłuższy urlop i wyjazd na działkę zbliża się wielkimi krokami... :)





W sobotę był również Dzień Ojca. Relację jaka łączy Oliwkę i Oliwkowego Tatusia ciężko mi opisać słowami. To jest coś dużo dużo więcej niż opieka nad chorym dzieckiem. Tatusiu, dziękujemy, że jesteś! :*

14 czerwca 2018

Aktywnie! Pozytywnie!

Trochę czasu minęło od ostatniego wpisu. Mieliśmy aktywny czas. Dobry, aktywny, pozytywny czas. Zacznę od tego, że Oliwka ma całkiem spokojne i dobre dni. Parametry ok. Raz na jakiś czas ma słabszy dzień, ale bez wszczynania "alarmu".

Postanowiliśmy z Oliwkowym Tatą, że nadszedł czas powtórzyć nasz wyjazd we dwoje. Spędzić trochę czasu z dala od trudnej codzienności. Dzień w dzień jestem obarczona ogromną odpowiedzialnością i stresem związanym z chorobą Oliwki. To oczywiste, że taka sytuacja zmienia człowieka. Są obszary, w których choroba zmieniła nas na lepsze, dając trudną, ale mądrą lekcję życia. Jednak z drugiej strony na co dzień, przy Oliwce, nie jestem taka jak wcześniej przed jej chorobą i zdaję sobie z tego sprawę. Mogę być bardziej nerwowa i czepialska, mniej spontaniczna i wesoła, bardziej skupiona na obowiązkach i zadaniach, mniej otwarta na potrzeby bliskich, bardziej zamknięta w sobie. Choć bardzo staramy się żyć możliwie normalnie, to część "prawdziwych nas" jest zablokowana. Wiele razy zastanawiałam się czy są to zmiany na stałe, czy ta codzienność zmieniła mnie, czy tylko dostosowuje się do aktualnej sytuacji.

Na początku czerwca pojechaliśmy we dwoje na dwa dni na mazury, w okolice Mikołajek. Ten wyjazd był bardzo aktywny, pełen emocji. Braliśmy z niego pełnymi garściami, ile się dało! Mieliśmy tylko dwa dni, a dokładniej 29 godzin odliczając czas podróży samochodem, a zdążyliśmy zrobić tyle rzeczy! Spływ kajakiem przez jezioro i zakończony rzeką, wieczór w Mikołajkach z wędzoną rybką a nawet parę piruetów przy muzyce na żywo, z samego rana wpłynięcie motorówką na Śniardwy, ponad 20 km rowerem w mazurskich lasach i jeszcze na koniec kąpiel w cieplutkim jeziorze. Wróciliśmy strasznie zmęczeni i równie szczęśliwi.

Po tych dwóch dniach już wiem, że gdzieś tam głęboko jestem cały czas sobą, jak kiedyś.



Tak wyszło, że przez nasz wyjazd Oliwka Dzień Dziecka spędziła w hospicjum stacjonarnym z babcią Wiesią. Stwierdziliśmy, że z nami w domu ma Dzień Dziecka codziennie więc nic się nie stanie jak tym razem spędzi go bez nas. Poza tym w Gajuszowym Pałacu Dzień Dziecka był hucznie obchodzony, dostała prezenty, baloniki i było bardzo miło. Była spokojna, pod opieką babci i pielęgniarek. Nie jest łatwo się przełamać by tak chore dziecko zostawić pod opieką innych osób, zwłaszcza na noc. W zeszłym roku przyszło nam to bardzo ciężko. Jednak z każdym kolejnym takim wyjazdem upewniam się, że warto się przełamać. Nic złego jej się nie dzieje, a dla nas, naszej relacji, taki wyjazd jest bezcenny.


Z kolei w minionym tygodniu spędziliśmy kilka dni u dziadków na wsi. Bardzo udany wyjazd. Pogoda była idealna, dość ciepło ale z przyjemnym delikatnym wiaterkiem. Miłe wieczory z bliskimi na powietrzu do późna. A co najważniejsze... dużo spokoju na buzi Oliweczki i jej spokojny nocny sen.





25 maja 2018

3 i pół roku Oliwki


Maluszek, pączuszek, orzeszek, okruszek... Jak tu używać takich zdrobnień, kiedy nasza dziewczynka ma już 3 i pół roczku! :)  

Dawno na urodzinkach nie było tiulu. A dziewczynki kochają tiul. Nie mogło więc być inaczej - była sukienka z piękną koronką i tiulem. Niewiele Oliwce potrzeba dodatków by wyglądała ślicznie. Wyczesane włosy i drobna ozdoba wystarczają zupełnie by jej buzia oddała cały urok. Zachwyca! Zachwyca nas i wszystkich dookoła.






Zgodnie z wcześniejszym planem, powinniśmy już być po wymianie PEGa. Jednak nie doszło do pobytu w szpitalu. Po ostatnim zachwianiu stanu Oliwki za dużo było w nas wątpliwości. Znieczulenie konieczne do wyjęcia starego PEGa w połączeniu ze spadkami saturacji to duże ryzyko. Co prawda od 2 tygodni Oliwka jest już całkiem stabilna a jej saturacja nie spada poniżej 90. Jednak wolimy dać jej jeszcze trochę czasu, poobserwować ją. By upewnić się czy był to incydent, czy zmiana jej stanu na stałe.

Przy tak ciężkich chorobach trzeba być gotowym na podejmowanie trudnych decyzji, choć czasem żadna droga nie wydaje się być dobra. Trzeba wziąć na barki ciężar wszelkich możliwych komplikacji i ich konsekwencji. Myślę sobie, że lepiej aby to los czasem za nas zadecydował, zdjął z nas ten ciężar...

10 maja 2018

"Po" majówce

Taki mieliśmy piękny plan. Ponad tydzień wolnego, cudowna pogoda, wyjazd na działkę, dużo świeżego powietrza, cisza, spokój i regeneracja sił...

Wyjechaliśmy na działkę już w sobotę przed majowym tygodniem. I właściwie zaraz po przyjeździe zaczęły się problemy oddechowe Oliwki. No ale może to aklimatyzacja, może za dużo świeżego powietrza po zimie, na pewno od jutra będzie lepiej... Nie było. A noc z niedzieli na poniedziałek na tyle nas zaniepokoiła, że podjęliśmy decyzję o powrocie do domu. U Oliwci pojawiły się duże spadki saturacji.


Teraz sytuacja jest już stabilniejsza w porównaniu do tego co było przez te dwa dni na działce. Spadki są rzadsze i nie tak bardzo niebezpieczne. Wszystko wskazuje jednak na to, że powodem jest neurologia, postęp zmian w mózgu, i wchodzimy w nowy etap choroby Oliwki.

25 kwietnia 2018

41 miesięcy Oliwki




Oliweczka skończyła 41 miesięcy. założyła kolejną sukienkę a we włosy wkradł się warkocz. Za miesiąc będzie miała 3 i pół roczku. Ma cały czas w sobie dużo spokoju. Żadnych napadów i nadwrażliwości. Nocki troszkę się poprawiły. 

Oli rośnie. Jest w sumie raczej szczupła, ale całkiem wysoka jak na swój wiek. Waży już 15 kg. Nie ukrywam, że zaczynam odczuwać te kilogramy. Nie wiem jak rodzice starszych, chorych dzieci sobie radzą, gdy te ważą 30 czy nawet 50 kg. Podnoszenie, przekręcenie, to ogromne obciążenie dla kręgosłupa.

Przed nami perspektywa ładnego majowego weekendu. Oby pogoda dopisała i udało się zrealizować nasz plan :) 


9 kwietnia 2018

Do słonka!

Meldujemy cudowny, niedzielny, słoneczny, wiosenny spacerek! Olinka mimo, że nie spała na spacerku, to była bardzo spokojna i nie wymagała dużo odsysania, które nie jest zbyt wygodne, gdy jest na wózku. Cudowny dzień, cudowny spacer, mimo wszystko. Nawet mimo to, że Malutka ostatnie dwie noce budzi się już przed 2 a zasypia o 8... rano, i trochę brak nam sił.





Copyright © 2014 Oliwka
Designed By Blokotek