Mała była bardzo spokojna przez cały tydzień. Tatuś przed wyjazdem bardzo ją prosił by była grzeczna i nie robiła Mamusi żadnych psikusów. Posłuchała. Tylko wieczorami coś nie mogła zasnąć. Zasypiała dopiero koło północy, a czasem jeszcze później. Oczywiście jak już Tato w piątek wieczorem wrócił z wyjazdu i utulił do snu... zasnęła słodko w kilka minut :)
Właśnie ta rozłąka skłoniła mnie do tematu dzisiejszego posta. Nie mówiąc o tym, że to była najdłuższa moja rozłąka z moim mężem to tym bardziej Oliwci ze swoim Tatą.
Przy chorych dzieciach widzi się najczęściej ich matki. To one często poświęcają swoje życie zawodowe by spędzać z nim całe dnie, opiekować się nimi, walczyć z codziennymi problemami. A gdzie w tym wszystkim są Ojcowie? Są, może mniej widoczni na pierwszy rzut oka, ale w bardzo istotnym miejscu.
Gdy postawiona zostaje diagnoza, która zwala z nóg. Choroba, której nie da się leczyć. Choroba, która zabierze Wam dziecko prawdopodobnie w ciągu roku, może dwóch... Obok bólu pojawia się mnóstwo pytań i wątpliwości. Co będzie dalej? Jak teraz żyć? Co robić? Mama wie od razu, że zostanie w domu przy dziecku do końca. A Ojciec zastanawia się co zrobić, czy iść do pracy, czy zmienić ją na mniej wymagającą, czy w ogóle zostać z rodziną w domu. Jak w ogóle myśleć o pracy, gdy w domu takie nieszczęście... Po jakimś czasie oboje dochodzą do wniosku, że muszą żyć możliwie normalnie. Ostatecznie podejmują odpowiedzialną decyzję, bo już wiedzą, że nie można tylko siedzieć i płakać. Trzeba żyć, trzeba pracować, bo i pieniądze są potrzebne, zwłaszcza przy chorym dziecku. Codzienność Ojca nie jest łatwa. Dzień w dzień praca, w której musi być aktywny i kreatywny. I nieważne czy dzień wcześniej dziecko dostało silnych napadów padaczkowych, nieważne, że ostatni czas noce były ciężkie i snu mało. A gdy wraca do domu nie zawsze jest czas na odpoczynek. Wraca i opiekuje się dzieckiem, odciąża Mamę, załatwia domowe sprawy. Tak długi wyjazd służbowy to też nie łatwa decyzja, jechać czy lepiej nie jechać...?
Ojcowie... Często są z boku, ale ja wiem jak ważna jest ich rola, jak są potrzebni i dziecku i Matce. Wierzę, że sytuacje, kiedy kobiety zostają same z chorymi dziećmi to tylko wyjątkowe przypadki. Sama znam osobiście lub internetowo co najmniej dziesięciu wspaniałych Ojców chorych dzieci. Medal dla każdego.
O blogu i o waszej córeczce usłyszałam od osoby Wam znanej. Człowiek żyje i pojęcia nie ma co się dzieje z "boku". Pan Bóg wystawił Was na ciężką próbę, spisujecie się na "6". Droga Oli, mając tak wspaniałych rodziców jesteś najszczesliwszym dzieckiem na świecie i modlę się by choroba jaką jesteś doświadczona nie sprawiała Ci bólu. Jesteś prześliczne dziewczynką. Życzę Tobie i twoim rodzicom wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre życzenia, za modlitwę. Wszystkiego dobrego. H.
UsuńBycie prawdziwym Ojcem to COŚ. Coś wyjątkowego...Moje dziecko ma beznadziejnego ojca. A jest zdrowe. Szacun dla Taty Oliwki. Zastanawiam się czy w ogóle wie jak niesamowitym Ojcem jest...
OdpowiedzUsuńMówię mu o tym od czasu do czasu... więc chyba wie :) Przykro słyszeć, że ktoś ma inaczej... Powodzenia <3
Usuń